* ? *
-Halo?
-Lys, jest kłopot!
-Jaki kłopot?
-Musisz natychmiast zjawić się w Regno!
-Co się stało?
-Pamiętasz tą dziewczynę, którą miałeś mieć na oku? Została odkryta!
-Co proszę?!
-Wysłali do niej Tenebis...
-Oddzwonię.
***
-Jak masz mi pomóc?- powiedziałam pociągając nosem
-Dam ci siłę by wstać. Pomogę ci zmienić ból i smutek, w siłę do działania.
-... Będę mniej cierpieć?
-Tego niej mogę ci obiecać. Ale jestem pewien że to ci pomoże.
-... rób co chcesz.- odwróciłam wzrok.
Nagle poczułam straszny ból. Motyl zaczął się świecić. Jęknęłam głośno. Czułam jakby coś rozrywało mnie od środka. Skrzydła Tenebrisa stały się złote, a gdy to się stało, odleciał. Ale... ten
ból... Źle go na początku określiłam... To coś mnie nie rozrywało... To tak jakby coś ostrego zaczęło płynąć w moich żyłach i dostawało się do serca, kalecząc je przy tym. Otworzyłam usta. Wypłynęły z niej krople gęstej krwi. Wszystko działo się ta,m szybko. Nawet nie zauważyłam że krew zmienia się w płatki róż. Padłam na ziemię. Brakło mi tchu. Jakby moje serce stanęło. Zamknęłam oczy. I nie wiedziałam... czy to jawa czy sen, a może jednak prawda...
Gdy się ocknęłam, ból był o wiele mniejszy. Poczułam że ktoś delikatnie gładzi moje włosy. Niepewnie uchyliłam powieki, ale od razu je zamknęłam. Światło strasznie mnie raziło. Tak jakbym spędziła rok w ciemnościach i nagle wyszła na słońce. Jęknęłam pociągle i dotknęłam dłonią miejsca gdzie było serce. Na mojej koszulce było coś mokrego i gęstością przypominało krew..
-Ci... spokojnie...
-Ly..sander?
Niepewnie uchyliłam jedną powiekę. Zobaczyłam jego piękne dwukolorowe oczy- jedno złote drugie szmaragdowe. Białe włosy łagodnie opadały na jego policzek, a usta składały się w uśmiech. Dość blada cera chłopaka świetnie komponowała się z promieniami słońca które oświetlały jego twarz. Od kiedy pamiętam, to on zawsze był blisko mnie. Taki trochę stróż. Był moim przyjacielem. Jednak rzadko rozmawialiśmy. On dużo czasu spędzał z Kastielem, szkolnym łobuzem. Diametralnie wręcz się różnili. Ale wróćmy na ziemię. Nie wiedziałam nawet gdzie jestem i skąd on się tu wziął.
-Gdzie ja jestem?
-U pielęgniarki. Znalazłem cie w klubie ogrodników. Leżałaś w kałuży...- dyskretnie machnął dłonią nad moją klatką piersiową,- wody. obok leżała konewka.
-Konewka?- niepewnie uniosłam głowę. Dotknęłam mokrego od wody miejsca. Dziwne... zdawało mi się że to coś mokrego było bardziej gęste...- Musiałam się potknąć...
-Ciesze się że już wszystko w porządku.- uśmiechnął się.
-Dziękuję....Lysandrze, która godzina?
-Dochodzi szesnasta.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Stłumiłam jęk i podniosłam, się do siadu. Czułam że jakaś dziwna siła ciągnie mnie do domu. Spojrzałam na chłopaka.
-Musze wracać do domu...
-Tylko nie zrób nic głupiego po drodze.- zaśmiał się cicho i pomógł mi wstać z kozetki.
* W domu*
-Cześć mamo, cześć tato! - odpowiedziała mi cisza - Jest tu ktoś? Halo? Chyba nikogo nie ma...
Weszła, do swojego pokoju i padłam na łóżko. "... Muszę coś z tym zrobić. Nie chce by kolejny raz powtórzyło się to co...dziś." Zaczęłam myśleć co robić... Aż w końcu doszłam do wniosku... że muszę pozbyć się problemu. Piękna.
Wstałam i otworzyłam szufladę, wyciągając z niej nożyczki. Stanęłam przed lustrem. Wożyłam kosmyk włosów między nożyczki.
"Masz piękne włosy...."- przypomniałam sobie słowa byłego chłopaka
-Już nie będą piękne....
Zaczęłam je ciąć. Włosy wraz z moimi łzami spadały na podłogę. Były co raz krótsze i coraz bardziej postrzępione. Aż w końcu były bardzo krótkie. Można powiedzieć że były ścięte "na chłopaka". Uśmiechnęłam się. Wytarłam mokre od łez policzki.
"Te laska, fajne nogi!"- tym razem to były słowa przypadkowego przechodnia
-Że nogi co..- zaśmiałam się. Zaczęła je nacinając nożyczkami, a dywan zrobił się cały czerwony. Podobnie uczyniłam z przedramieniem.
Oszpecania nie było dość. Przypominała sobie wszelkie komplementy które dostała. Po chwili padła na mokry od krwi dywan. Uśmiechnęła się słabo i spojrzała na swoje odbicie. Do pokoju wbiegli jej rodzice. Jednak ta zamknęła oczy i zaczęła cicho nucić pod nosem.
-Kochanie, co się stało?- zatroskaną matka złapała ja za ramiona. Jej kasztanowe oczy patrzyły na córkę przerażone.
-Od dziś... Zobaczą tylko serce... Nie spojrzą na twarz...- dalej nuciła.Moc motyla całkowicie ją objęła i zmieniła... Jednak, to nie był koniec. Matka odgarnęła rude włosy ledwo powstrzymywała łzy.
-Vincenty, dzwoń na pogotowie!
___________________________
Tom to do dom! Nowiutki rozdział!
Wiem, wiem. Nie było nic calutki miesiąc... Ale powracam!
I przedstawiam wam mojego kompana, który będzie mi towarzyszył podczas pisania tego bloga. Przedstawiam wam.... Zigi~!
Zigi: Hejo!
Podobiznę Zigiego macie obok.
Zigi: Cudny jestem, co nie?
Tak tak... Chciał go nazwać KicikiciMiał, ale...
Zigi: To okropna nazwa.
Słuchajcie, ja strasznie boję się kotów, ale to jest mój terapełta.
Zigi: Stówa za minutę.
Pf...
Zigi: Zapraszam codziennie od 12 do 16. Wiecie, wyspać się trzeba.
No i to chyba tyle! Koniec bloku reklamowego!
Narazka!
Misty Blue i porzekupny Zigi.